sobota, 30 listopada 2013

II

Umyłam w końcu włosy. Bardzo dobrze, że jednak otumaniono mnie środkami przeciwbólowymi, bo było ciężko. Przyjaciółka, kiedy w końcu przyszła, pomogła mi się przebrać w moją pidżamę i wysuszyła mi włosy.
- Tak znacznie lepiej. - stwierdził Piotr, kiedy zobaczył efekt. Ocenił mnie wzrokiem, a ja się trochę zarumieniłam. Kazałam moim rodzicom jechać do domu i w końcu się wyspać, iść do pracy. Po bardzo długich namowach zgodzili się. Siostra pojechała również. Zosia pozostała uparta i została.
- Pójdziesz kiedyś spać, czy będziesz ciągle tylko na mnie patrzeć i się litować? - zapytałam siatkarza.
- Może pójdę... - uśmiechnął się tajemniczo. - Może i mi się nie chce spać.
- Chciałam poczytać, a później pójść spać. Zocha, podasz mi książkę?
- Pewnie, gdzie masz?
- W torbie. W prawej bocznej kieszeni.
- Ja podam. - powiedział Piotrek i zaczął niezdarnie odpinać zamek jedną ręką. Przestraszyłam się. Właśnie w chwili, kiedy włożył rękę, żeby poszukać, przyjaciółka zauważyła moje przerażone spojrzenie i szybko przepchnęła się przed niego. Zrozumiała. W środku było zdjęcie mojego byłego, który skrzywdził mnie i to nieźle. Cierpiałam przez niego jeszcze teraz, chociaż minęło już około półtora roku, odkąd mnie zdradził z matką jednej z moich przyjaciółek. Nie ma to, jak idealna sytuacja. rozumiem, żeby zrobił to z Karoliną. Ale, żeby z jej matką?! Kara to blondynka z idealną figurą, wysoka, śliczna, uczestnicząca w sesjach i wybiegach, którą wszyscy lubią, bo jest słodziutka. Ugh, aż żółć mi się na język wpycha na myśl o niej. A tym bardziej o jej mamuśce.
- Zosia, czy moja mama dawała znać Pawłowi? - zapytałam znacząco. Ona o niczym nie wiedziała. Myślała, że rozeszliśmy się, bo do siebie nie pasowaliśmy, czy coś w tym stylu.
- Chyba nie, raczej by zadzwonił.
- Kim jest Paweł? - dociekał siatkarz.
- To mój brat. - skłamałam.
- Masz brata?
- Tak, jest w USA. Nie za bardzo mamy kontakt. - skłamałam. Nie umiem zbyt dobrze kłamać, ale on uwierzył. Nie drążył tematu. W myślach odetchnęłam z ulgą. Dostałam książkę do ręki i spróbowałam czytać. Nie mogłam się skupić. Cały czas czułam na sobie wzrok Piotra. Po pół godzinie i przeczytanych zaledwie pięciu stronach stwierdziłam, że nie ma sensu się męczyć i poszłam spać.

Obudziłam się około 3 w nocy. Rozejrzałam się po pokoju. Zaczęło mnie boleć żebro. Światło z korytarza dawało lekką poświatę. Zosia spała na krześle z głową na moim łóżku. Piotr poszedł na swoje łóżko. Poprawiłam się lekko. Zauważyłam ruch. Siatkarz nie spał. Spojrzał na mnie.
- Witam. - uśmiechnął się lekko.
- Nie możesz spać? - spytałam.
- Niezbyt. Trochę się rzucałaś. I mówiłaś przez sen.
- Serio? - zdenerwowałam się. Kiwnął głową. - Co mówiłam?
- Narzekałaś na mamę, przeklinałaś na jakąś Karolinę i swoją siostrę. - wyszczerzył się.
- Na pewno to wszystko?
- No i mówiłaś coś o mnie chyba.
- Co? - zapytałam z przerażeniem.
- Że jestem seksowny. - roześmiał się pod nosem.
- Podobno sny ukazują to, co chcemy, żeby się stało... Więc, przykro mi. - również się uśmiechnęłam.
-W takim razie mi się śnił sukces na Igrzyskach Olimpijskich w 2016 i seks z tobą. - spojrzałam na niego z szeroko otwartymi oczyma.
- To chyba nie wygracie...
- Ale o tym drugim nie powiedziałaś ani słowa.
- Bo ty powiedziałeś o kilka za dużo. Na razie. Zawsze mówisz co myślisz?
- Nie, zazwyczaj milczę. Mówią na mnie Cichy Pit czasem. Rzadko kiedy okazuję emocje. Na przykład na boisku nie cieszę się z wygranej akcji. Nie złoszczę się po zepsutej. Co prawda teraz trochę zacząłem, ale i tak zazwyczaj siedzę cicho.
- Nie dusi cię, nie rozwala od środka?
- Zawsze. Ale jakoś nie czuję się dobrze z tym, że wszyscy mieliby wiedzieć, co czuję. Powiedziałem to tylko dlatego, że chciałem, żebyś wiedziała.
- Nie wiem, co mam powiedzieć. Dziękuję?
- Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?
- Jeśli ty w ten sposób zakochałeś się we mnie, to raczej miłość od pierwszego zderzenia. - uśmiechnęłam się już teraz czerwona jak burak. Roześmiał się.
~*~
Sprawy cały czas postępują do przodu. Jakiś dziwny ten rozdział. Jakby za szybko wszystko postępowało. Ale nie mam ochoty pisać wolniej. Mam za to ochotę na historię miłosną, która mi się nigdy nie przytrafi, pozdrawiam. : *

sobota, 16 listopada 2013

1

- Nazywam się Piotrek. Nowakowski. - podał mi rękę. Aparatura zapiszczała. Wyglądało to tak, jakbym podnieciła się na dotyk Piotra. Niech tak myślą. Nie będę im pokazywać, że aż tak mnie boli. -To ja w ciebie wjechałem. Bardzo przepraszam. Oczywiście pokryję wszystkie koszty rehabilitacji, jeśli będzie trzeba, to znajdę również lekarza.
- Mów mi Maria, Mania. Jak sobie chcesz. Co się właściwie dokładnie stało?
- Chciałem wyprzedzić ciężarówkę i nie zauważyłem samochodu z naprzeciwka. Wszystko z mojej winy. I na dodatek to ty poniosłaś znacznie większe obrażenia...
- Mi nic nie będzie. Do wesela się zagoi. - nagle przypomniałam sobie o obecności innych na sali. - Właściwie, to jak długo spałam?
- Cztery dni. Długo musieliśmy na ciebie czekać. - odpowiedział doktor.
- Kiedy będę mogła się podnieść?
- Zależy, kiedy przestaną cię boleć plecy.
- Chcę do kibla.
- Nie musisz iść do toalety. Masz cewnik.
- Boże, to upokarzające. - chciałam ukryć twarz we włosach, ale okazało się, że są strasznie tłuste. Musiałam wyglądać jak z horroru. - Co z moją nogą?
- Złamana w czterech miejscach. Musieliśmy podać ci dużo morfiny. Czujesz cokolwiek?
- Tylko bark i żebra. Nogi w ogóle. Jakby jej nie było. Możecie zmniejszyć dawkę? Czuję się, jakbym jej nie miała. Wolę, żeby bolała.
- Niedługo włożymy ją w gips. Nie martw się, wyjdziesz z tego. A teraz przepraszam, muszę iść do innych pacjentów.
- Mamo, przyniesiesz mi coś ciepłego do picia? Tato, mam nadzieję, że moje rzeczy macie w samochodzie? Jula, idź po nie z tatą. Zosia zasuwaj po coś do jedzenia.
- Chcesz się nas pozbyć? - zapytała obrażona siostrzyczka.
- Pewnie, Julka. Tylko nikomu nie mów. - odpowiedziałam sarkastycznie.
- Też mam wyjść? - zapytał Piotr.
- Nie. Z tobą chcę porozmawiać.
- Uuuu, zapowiada się groźnie. - skomentowała przyjaciółka.
- Zocha, po to jedzenie pójdź na drugi koniec miasta, dobra? - uśmiechnęłam się. W końcu wszyscy wyszli.
- Więc... O czym chciałaś porozmawiać?
- Nie zaczyna się zdania od ,,więc''. - wyszczerzyłam zęby. - Chciałam ci tylko powiedzieć, żebyś nie przejmował się niczym na razie. Później przyjdzie na to czas. Czy my się skądś nie znamy?
- Osobiście raczej nie.
- Co znaczy osobiście nie? - dociekałam.
- To znaczy, że możesz kojarzyć moją mordę z telewizji. No i z plakatów na Orlenie. - uśmiechnął się.
- Faktycznie! Grasz w reprezentacji! Z tą ręką, to raczej nie będziesz mógł trenować...
- Może z miesiąc. Później zacznę trochę ćwiczyć. Ale nie o mnie teraz. Jak się czujesz?
- Bywało gorzej. Kiedyś miałam złamaną miednicę i rękę w siedmiu miejscach. Bolało gorzej.
- To chyba jesteś łamliwa.
- Niezbyt. Po prostu, kiedy się spadnie z wysokości około 15 metrów na skały, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że sobie coś zrobisz.
- Co ty robiłaś? - zdziwił się.
- Trenuję wspinaczkę wyczynową. Instruktor niepoprawnie zapiął blokadę i spadłam. A teraz nie stój jak jakiś sztywniak przy końcu łóżka. Siadaj! - poklepałam miejsce obok siebie. - Pewnie wyglądam koszmarnie.
- Nie będę przeczyć. Choć nie jest aż tak źle, jakby być mogło. - zatknął mi mój tłusty kosmyk włosów za ucho. - Teraz zdecydowanie lepiej. Jeśli nie liczyć tego sińca pod okiem i rozcięcia na czole, to jest całkiem dobrze. No i przydałoby się pomalować usta, żeby nie były takie blade. - zażartował.
- Mama pewnie by powiedziała, że wyglądam jak zwykle uroczo. A tata, że mam się ubrać. Siostra... Właśnie, wyciągnęła już od ciebie autograf?
- Już na samym początku. Od jakiegoś czasu mnie podrywa. - roześmiał się. - Ile ona ma lat?
- 16. Uważa, że nikt nie jest w stanie jej się oprzeć, także uważaj, bo zapewne jej ulegniesz.
- Umieram z zachwytu na myśl, że na mnie spojrzy. Wiem, że kobiet się o wiek nie pyta, ale ile ty masz lat?
- Wiem, że nie powinnam odpowiadać i udawać obrażoną, ale 23. - oboje się roześmialiśmy. Ktoś wszedł do pokoju.
- Chyba przeszkadzam. - zauważyła łaskawie Julia.
- Oczywiście, że nie! Dawaj kosmetyczkę i lusterko. - Wyciągnęłam wszystko na kołdrę, choć z niemałym problemem. - Czemu mi nie powiedziałeś, że ten siniak jest aż tak zielony?! Fuu! A z tłuszczu na włosach, to można kotlety smażyć. Muszę się jakoś ogarnąć. Młoda, zrób to dla mnie i spójrz, czy z wózka sięgnę głową pod kran.
- Ale...
- Załatwię ci coś szczególnego, pasuje?
- Pewnie. Lecę.
- Jak myślisz, będzie blizna na czole? - spytałam Piotrka.
- Spora. Zakryjesz włosami. Nie martw się. - uśmiechnął się pokrzepiająco i złapał za rękę.
- Nie martwię... - odpowiedziałam lekko, ale przyjemnie zdziwiona.
~*~
To w końcu znów ja. Dopiero pierwszy rozdział, a jakie opóźnienie. Równo 2 miesiące... Niestety, ale często mi coś wypada. 
Wczoraj odbył się mecz Atomu Trefla z AZS-em Indykpol. Otóż trenuję sobie rano na treningu, patrzę, a tam na halę Uranię wbija cała ekipa Trefla... Milutkie zaskoczenie!
Postaram się dodawać notki regularnie, skrobać sobie coś w tygodniu, ale za nic nie ręczę.
Pozdrawiam, Lunatyk ; *

niedziela, 15 września 2013

Prolog

Szłam przez wysoki i ciemny las. Wokół mnie słychać pohukiwanie sów i cykanie świerszczy. Była noc. W ręku trzymałam łuk z nałożoną na cięciwę strzałą. ,,Łowco - krzyczała moja podświadomość - czego się boisz?'' Ja się przecież nie boję. Tylko tak jakoś tu strasznie... Usłyszałam ruch w krzakach. STOP. Jak najciszej naciągnęłam cięciwę. Moje oczy zobaczyły przed sobą sporą sarnę. Wymierzyłam w nią. Już miałam zamiar strzelić, kiedy zwierzyna ociekła, a ja poczułam ból w lewym barku i prawym boku. To było, jakby jakiś ogromny ptak złapał mnie pazurami, wzleciał w górę i wyciągnął ze snu. Bo spałam. Teraz już nie.

Widzę nad sobą biały sufit z odłażącym fragmentem i oślepiającymi świetlówkami. Mrużę oczy. Chwilę później słyszę głos mojej mamy, która krzyczy:
- Doktorze, wybudziła się! - w owym glosie da się wyczuć ulgę, a jednocześnie niepokój. Usiłuję się poprawić, żeby widzieć ludzi przed sobą, bo w końcu oni tam są. Przecież mówią do siebie. Nie daję rady, zbyt bardzo boli.
- Witamy wśród żywych. - przed moją twarzą ukazuje się lekarz. Grube szkła od okularów w niewyobrażalny sposób wyolbrzymiają mu oczy. A może to wzrok płata mi figle?
- Co się stało? - mówię niewyraźnie.
- Miałaś wypadek. Wjechał w ciebie pewien człowiek. Poduszka powietrzna ci nie wystrzeliła. Miałaś szczęście. Ogromne szczęście.
- Ten człowiek... Czy on żyje? - znów mamroczę.
- Żyje i się zadręcza. - słyszę nieznany mi głos. Ktoś w końcu pomaga mi się podnieść, co oczywiście skutkuje dużym bólem w barku i boku. Nogi w ogóle nie czuję. Krzywię się.
- Coś cię boli? - pyta lekarz. Nie odpowiadam. Nie chcę się użalać. Próbuję zidentyfikować ludzi stojących przy końcu łóżka. Tata, siostra, mama, przyjaciółka Zosia i ktoś jeszcze. Ma rękę w gipsie. Jest bardzo wysoki. I choć dopiero go zobaczyłam, już pociągający...
- Teraz powiedz, pamiętasz, jak się nazywasz? - znów pytanie, tym razem towarzyszyło mu sprawdzenie, czy podążam oczyma za palcem i czy źrenice reagują na światło.
- Maria.
- A nazwisko?
- Orłowicz.
- Dobrze. Poznajesz tych ludzi?
- Tego pana nie. - odpowiadam po chwili, dokładnie im się przyglądając. Moja rodzina oraz Zosia mieli podkrążone oczy. Mężczyzna włosy rozwichrzone, jakby dopiero co wstał. Wyglądał na zmęczonego. Seksownie zmęczonego...
- Nazywam się...
***
W tym momencie uderza w nas asteroida i mężczyzna nie dokańczając ginie razem z resztą świata. ŻARTUJĘ, ja tylko znów piszę! Notki będę dodawać w weekendy, nie wiem, czy w sobotę, czy w niedzielę ; D Jak poprzednio, opowiadanie siatkarskie. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Do napisania, pozdrawiam! ; *